OSX okiem linuksowca.

Poniżej napiszę tylko i wyłącznie własne zdanie na temat systemu OSX (Mountain Lion 10.8.3 – iAtkos – hakingtosh) zainstalowanym na virtualbox i na dysku.

Instalacja.
Czas operacyjny instalacji… 15 minut. Partycjonowanie: wybieramy narzędzie do dysków z górnego menu (panelu). Wszystko jest w marę proste i uproszczone.

Pierwsze uruchomienie.
Zakładanie konta, wskazywanie innych ustawień – proste. I po pewnym czasie ukazuje nam się pulpit ze stałym panelem u góry ala Unity i dock-iem na dole. Na pulpicie niczego nie ma, żadnej ikonki. Jedno co rzuca się w oczy to fakt, że… czego byśmy nie uruchomili uruchamia się to w… około 2 sek. Klikasz… bum, jest – nie dogrywa się nic, nie ładuje, po prostu program jest gotowy do działania. Uruchamiam kilka programów, które instalowane są w standardzie i… bum, 2-3 sek. i tak jak klikaliśmy w ikonki one się pokazują.

System/pulpit.
Cały system, efekty, kolorystyka… ja miałem wrażenie, że to wszystko jest ze sobą połączone w jedno, tak jakby właśnie tak to miało być i wyglądać. Zaokrąglone rogi, ustawienia – przykład: w panelu ustawień jest ikonka odnosząca nas do ustawień języka, ale odnośnik w to miejsce znajdziemy też, oczywiście jako przycisk w danym dziale, w ustawieniach zegara – strefa czasowa. Bo może sprzedamy komuś macbook-a, a ten ktoś będzie chciał zmienić sobie strefę czasową, przy okazji bez cofania się, będzie mógł przeskoczyć do zmiany języka – tego brakuje w linux: jeden przycisk, który przenosi mnie do danych ustawień, a nie obowiązek wychodzenia z panelu, szukania ikonki i przekopywania się przez jakieś opcje, czy zakładki.

Kogoś może zdziwić fakt, że ilość ustawień w osx nie powala i można je porównać z tym co oferuje gnome-shell w swoim panelu ustawień, choć może w osx jest tego trochę odrobinę więcej. I wiecie co… mi to pasuje. Taka niewielka ilość ustawień w osx po prostu… jest optymalna dla tego systemu. W osx odczuwa się to, że nikt mi tutaj nie ukrywa żadnych ustawień gdzieś tam, jak to ma miejsce w linux.

Powodem tego stanu rzeczy jest fakt, że to nie jest ani linux, ani windows. Filozofia i pomysł na osx jest taki: ty nie masz się użytkowniku skupiać na ustawieniach, czy grzebaniu w systemie, ale na tworzeniu w nim czegoś fajnego, ciekawego, fascynującego.
Dlatego w osx nie ma opcji tworzenia pustego pliku. Są do tego jakieś modulatory, ale oryginalnie można stworzyć jedynie nowy katalog, ale nie plik.
Napisałem, że filozofia osx jest inna niż systemu windows, który musi być w miarę dostępny. Filozofia osx nie jest bliska systemowi linux, który stara się być do wszystkiego, przy wykorzystaniu tego co wolne. OSX to system, który pozwala być kreatywnym, wykorzystywać nasz umysł do robienia czegoś, tworzenia.
Jak więc tworzymy pliki w osx?
Używając do tego programów, tylko i wyłącznie programów.

To trochę zabawne, bo ja w linux mam tak, że jak chcę coś zapisać to… najpierw tworzę pusty plik, a dopiero klikając na niego otwiera mi się program i zaczynam pisanie.
Testując osx na virtualbox i na dysku musiałem się tego oduczyć, i aby coś zapisać musiałem najpierw uruchomić program, zapisać to co wpadło mi do głowy i dopiero po skończeniu pisania zastanowić się: jak nazwę plik i gdzie go zapiszę.

OS X to też inna filozofia „utrzymywania” systemu. Ponieważ wiele programów jest płatna. Program od Apple do obróbki filmów: niecałe 14 euro. Ale program „waży” prawie 2 GB, więc nie jest to jakaś pierdółka w postaci kdenlive, czy pitivi.

Czy więc jest sens pobierać hakingtosha, instalować go na virtualbox i sprawdzić?
I tak, i nie.

(u mnie) Na virtualbox… nie działa dźwięk, co sprawia że filmiki w internecie, czy słuchanie muzyki odpada. Działa mi internet, bo jest dostarczany przez NAT (tak to chyba robi virtualbox).
(Jeśli chodzi o samego Virtualbox to polecam każdemu pobranie odpowiedniej paczki ze strony vb, bo to co znajduje się w repo Ubuntu, czy Debiana jest stare, i niektóre rzeczy nie działają np. po zainstalowaniu dodatku do virtualbox, vb nie wykrywa pamięci USB, którą mamy podpiętą do komputera/laptopa.)
Zabawne jest to, że system na Virtualbox działa naprawdę szybko i sprawnie… a może to tylko u mnie tak jest.

Na dysku… iAtkos działa ciut lepiej i sprawniej, choć nie widzę zbytniego skoku jakości czy prędkości względem virtualbox. Jednak po zainstalowaniu system wykrywa partycje ntfs, co jest DUŻYM plusem jeśli nie ma się internetu. Właśnie, internet. W żaden sposób nie potrafił on pojawić się na moim sprzęcie: wifi nie działa, a podpięcie kabla sieciowego skutkuje tym, że karta nie odbiera żadnych sygnałów, że kabel został podłączony. Co zabawne za to, to to, że działa dźwięk. Nie działa normalna klawiatura podpięta pod USB, ale działa myszka pod USB. Nie działa kamerka wbudowana w laptopa, ani też inne wejście USB pod które podpinam pamięć.
(To i tak cud, że system się zainstalował i potrafię go uruchomić, bo są z tym ogromne problemy).

Po dłuższym przebywaniu z osx stwierdzam jedno: system bardzo dobry i prosty w obsłudze, jeśli jesteś europejczykiem lub zarabiasz znaczą ilość pieniędzy – cena macbook-a, czy kupowanie aplikacji/programów – ale jego piękno, pewne rozwiązania stawiające na wygodę biją na głowę Windows, czy linux. Ten system zachwyca swoim pięknem i wykończeniem. Pewne rozwiązania są naprawdę genialne, zaś innym brakuje szlifu. Można by rzec, że przy tym systemie się odpoczywa, bo nic człowieka nie absorbuje, tylko to, że może w tym systemie działać: przeglądać strony, komunikować się, czy w pewnym sensie się spełniać (oczywiście jeśli trafimy na darmowy program, który będzie spełniać nasze wymagania).

Ale ten system nie jest bez wad.
Dopiero w najnowszej wersji wprowadzono, i to w dość dziwny sposób, możliwość łączenia otwartych okien menadżera plików w jedno okno rozdzielone na karty tak jak to jest w menadżerach plików w linux od… dość dłuższego czasu (Windows wprowadzi to chyba dopiero w 2021 roku). Nie działa ściszanie i podgłaśnianie po najechaniu kursorem na ikonkę i używając kółka myszki – może to wynik tego, że oryginalna myszka do maca nie ma kółka myszki. Brakuje też jakiś bardziej rozbudowanych opcji odnośnie wyglądu, czy efektów, ale nie przeszkadza to za bardzo.

No i na koniec… w najnowszej wersji osx, czyli 10.9.x zamieniono wszystkie te fajne i klimatyczne graficznie obramowania, tła zlewające się z belką itd. na srebno-szary kolor, co moim zdaniem psuje klimat.

OS X 10.8.x to system ładny, klimatyczny: pewne programy mają własne kolory belki i tła, które zlewają się ze sobą. Apple pokazuje, że dobrze zrobiona prostota jest genialna.

OS X 10.9.x to obranie kierunki w stronę stylu Windows, co moim zdaniem, jest błędem.

ps.
Kogoś może zastanowić fakt, po co męczyłem się z instalacją hakingtosha na virtualbox, a później na dysku?
Aby poznać ten system dużo lepiej, niż tylko z filmików. Co innego patrzeć na coś, a co innego smakować coś.
Aby mieć porównanie, linux, windows, osx trzeba sprawdzić każdy z tych systemów, spróbować podziałać w nim, czy trochę na nim posiedzieć – aby wiedzieć, o czym się pisze, czy mówi.